wtorek, 22 grudnia 2015

Camino. "Najpiękniejsza droga Świata".

        W Średniowieczu - obok Rzymu i Jerozolimy - Santiago de Compostela w zachodniej Hiszpanii stało się jednym z najważniejszych celów pielgrzymek Chrześcijan. To tutaj, wg Tradycji, spoczywa ciało św. Jakuba, jednego z Dwunastu Apostołów.
- Przyjmuje się , że w 813 r. został odkryty marmurowy sarkofag z ciałem Apostoła. Według przekazów miał tego dokonać pustelnik Pelayo (Pelagiusz), który pewnej nocy zauważył „deszcz” gwiazd spadających na wzgórze o nazwie Liberum Donum, kryjące relikwie świętego - mówi dr Franciszek Mróz z Instytutu Geografii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.
       Mimo upływu czasu, do Santiago nadal - w niekonwencjonalny jak na dzisiejsze czasy sposób - ściągają tłumy wiernych i nie tylko. W 2014 r. Camino de Santiago - szlak pątniczy wiodący do grobu św. Jakuba - pieszo pokonało 200 tys. osób z różnych zakamarków Ziemi. Należy tu zaznaczyć, iż nie ma on jednej, określonej trasy; obecnie wyznaczonych jest wiele prowadzących do Santiago de Compostela odcinków, biegnących z różnych stron Europy.
       Jedną z osób, która zdecydowała się na taką podróż jest Basia Pawluk, studentka Geografii. Odbyła ją dwukrotnie: w 2011 r. pokonała Camino Frances - najpopularniejszy, 750- kilometrowy szlak do Santiago, rozpoczynający się w pobliżu granicy francusko-hiszpańskiej. Rok później wyruszyła z Polski.
- Pielgrzymkę tę rozpoczęłam dokładnie dwa dni po Maturze w Dziadkowskich, małej wiosce na wschodzie Polski, nieopodal Międzyrzeca Podlaskiego. Trasa liczyła ponad 3 tysiące kilometrów. Nie mieliśmy nic zaplanowane, nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spać, co będziemy jeść. Po prostu spakowaliśmy plecaki i wyszliśmy. - mówi studentka i jak dodaje, to właśnie ta niepewność była najcięższa. Niemniej wiara pielgrzymów, iż wszystko w trakcie wędrówki ułoży się, nie została zachwiana.
- Nie mając namiotu ani razu nie spaliśmy pod chmurką. Bóg stawiał na naszej drodze ludzi, którzy byli niesamowicie pomocni oraz przyjaźni.  - mówi Basia Pawluk. Do Santiago de Compostela dotarli po 3.5 miesięcznym marszu.
- Z racji tak długiej trasy kryzysy pojawiały się dosyć często. Na początku były spowodowane niedostatecznym przygotowaniem fizycznym, ale nie oszukujmy się, że nie da się przygotować do chodzenia po 40 km dziennie. Musieliśmy dać sobie czas aż organizm się przyzwyczai. Później o kryzys przyprawiała nas panująca monotonia. - wspomina studentka, która w ubiegłoroczne wakacje pieszo dotarła także do Rzymu.
       Marcin Zborek, mieszkający w Krakowie, do Santiago de Compostela udał się wraz ze swoim poruszającym się na wózku inwalidzkim - na co dzień mieszkającym w DPS-ie - kolegą, którym się w czasie pielgrzymki opiekował.
- Byłem w Medjugorie i tam postanowiłem, że chcę przejść Camino. A potem pomyślałem o Robercie. - mówi. Camino Frances pokonali w 40 dni (wcześniej zwiedzając m.in. Paryż i Lourdes). - Lasy, pola, góry, różne przeszkody... Dla mnie duże znaczenie miało takie sprawdzenie się - więc o to mi chodziło, żeby nie było zbyt lekko, choć pod koniec trochę mnie kręgosłup bolał od pchania wózka - przyznaje Marcin.
       Przyjmuje się, iż podczas takiej podróży plecak powinien ważyć 10-15 procent masy ciała. A co do niego zabrać?
Ręcznik turystyczny, piżama, kosmetyczka. A oprócz tego trzy koszulki termoaktywne, spodnie, spodenki krótkie, polar, kurtka, peleryna... Istotnym elementem była też apteczka - wymienia Paulina Kościółek. Jej trasa przebiegała przez Północ Hiszpanii - tzw. Camino del Norte, częściowo wzdłuż wybrzeża Oceanu Atlantyckiego.
- W drogę wyruszyłam pod koniec sierpnia 2013 roku, z ekipą studencką, pod opieka duszpasterza z Torunia. Moje hiszpańska droga rozpoczęła się w Irun, czyli na początku trasy Del Norte. Przede nami było ponad 800 km. - wspomina dziennikarka. - Pokonałam w sobie dużo rzeczy, ale z tych ważniejszych - egoizm. Nauczyłam się być pokorną i podatna na działanie Pana Boga. -  wyznaje.
       Przy trasach prowadzących do Santiago de Compostela czekają na wędrowców specjalne domy pielgrzyma, nazywane alberque. Jeden z nich na Monte de Gozo, kilka kilometrów od Santiago, prowadzi Polak, o. Roman Wcisło, saletyn.
- W tym roku mieliśmy w naszym albergue 5157 wpisów pielgrzymów, co oznacza, że w sumie było około 12000 noclegów (średnio każdy pielgrzym pozostaje u nas 2-3 noce).
Jeśli chodzi o Polaków, to mamy 1784 wpisy, w tym 20 pielgrzymów, którzy zaczęli Camino w Polsce. W tym roku pomagało przy obsłudze pielgrzymów 27 wolontariuszy. - mówi duchowny, który do Katedry w Santiago de Compostela pielgrzymował cztery razy.
- Kiedy dotarliśmy do Santiago przez tydzień nocowaliśmy na Monte do Gozo. Tam otrzymaliśmy wszystko czego nam było trzeba, nocleg, ciepły posiłek, potrzebną pomoc. Było to dla nas bardzo ważne po tak długiej wędrówce. - mówi Basia Pawluk, która była dwukrotnie również wolontariuszką w tym alberque.
        Na czym polega ponad tysiącletni fenomen Camino de Santiago?
- Zasadniczą kwestią jest to, że Camino de Santiago pozwala spotkać się z samym sobą. W trakcie wędrówki u każdego - podkreślam u każdego - bez wyjątku: wierzącego, niewierzącego, turysty, fotografa, itp. następuje z każdym krokiem przemiana życia, przełamanie fizyczne i duchowe. - ocenia dr Franciszek Mróz. - Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział, że mamy od siebie wymagać, nawet, gdyby inni od nas nie wymagali. Wyprawa na Camino było dla mnie wielkim zadaniem i lekcją życia, która wciąż trwa. - dodaje Paulina Kościółek.

k..c.

wtorek, 1 grudnia 2015

Przez wiarę do polityki





Nie chodzi, ma trudności z mówieniem, potrzebuje nieustannej opieki drugiej osoby. Mimo to jest aktywnym i oddanym społecznikiem. Działa na wielu polach. Jednym z nich jest polityka.



            Bawer Aondo-Akaa to ciemnoskóry doktor teologii (obrona jego rozprawy doktorskiej miała miejsce ponad miesiąc temu). Ma trzydzieści lat. Jest synem Nigeryjczyka i Polki. Od urodzenia mieszka w Polsce, w Krakowie. Choruje na mózgowe porażenie dziecięce, porusza się na wózku. jego władza nad własnym ciałem jest niewielka, na tyle mała, że nie jest w stanie samodzielnie egzystować. Mimo tego od dwóch lat jest szczęśliwym mężem. Od wielu lat zaś udziela się społecznie w trzech obszarach: w wierze, nauce oraz polityce.
        Jest bezkompromisowym patriotą, a liberalne media z pewnością nazwałyby go nawet „nacjonalistą”. Nieczęsto zdarza się, by osoba ciemnoskóra z biało-czerwonym szalikiem na szyi brała udział w Marszu Niepodległości. Prawicowe wartości, jak Ojczyzna – a w szczególności Bóg, są dla niego w życiu najważniejsze i to one determinują jego działania na wszystkich płaszczyznach.
- Na pierwszym miejscu jest Chrystus – potem reszta. - mówi Bawer. - Nie można oddzielać swoich działań i wartości, zostawiać ich w domu. Jeśli jestem katolikiem, to jestem nim tak w kościele, jak i w domu czy działalności społecznej. Swoje poglądy polityczne wyjawiam nie tylko w specjalnych ku temu okolicznościach, ale i choćby wówczas, gdy na sympozjach głoszę Ewangelię czy mam jakiś okolicznościowy wykład. Naukowcem także jest się cały czas, nie tylko na uczelni. - podkreśla 
i zaznacza: - To nie jest tak, że instrumentalnie wykorzystuję wiarę dla polityki. Tym niemniej, siłą rzeczy, ludzie mnie gdzieś tam zapamiętują, co potem może przełożyć się na poparcie. 
     Aktywność publiczną Bawer rozpoczął w liceum, kiedy został przewodniczącym Samorządu Szkolnego. Na politykę zdecydował się jednak cztery lata temu, w 2011 r. 
- Wtedy poznałam osobiście Pana Marka Jurka, byłego Marszałka Sejmu. Zainspirowała mnie jego osobowość oraz poświęcenie dla sprawy. Aby bronić najwyższych wartości, jak życie, zdecydował o rezygnacji z najwyższych funkcji państwowych. - mówi Bawer, który następnie został członkiem Prawicy Rzeczypospolitej. Z ramienia tego ugrupowania został kandydatem do Sejmu VII kadencji, jednak do Parlamentu się nie dostał. Trzy lata później, w 2014 r. wystartował w Wyborach Samorządowych na radnego Dzielnicy IV Prądnik Biały. - Moimi głównymi postulatami były poprawa bezpieczeństwa oraz modernizacja infrastruktury chodnikowej. - zaznacza Bawer. I tym razem sukces nie został osiągnięty pomimo niezłego wyniku. 
            Prawica RP i wybory to nie jedyne formy aktywności społecznej. Udziela się także m.in. w Fundacji Pro – Prawo do życia. Uczestniczy w pikietach, zbiera podpisy. - Naszym celem jest całkowity zakaz aborcji w Polsce. W lipcu złożyliśmy stosowny, obywatelski projekt ustawy, pod którym podpisało się 400 tys. osób. - wyjaśnia Bawer.
         Aktywista na co dzień największe wsparcie ma w swojej żonie, która jest dumna ze swojego męża. - Polityka to ciężkie zajęcie. Potrzeba dużo odwagi i samozaparcia, by głosić swoje poglądy. - mówi Grażyna Aondo-Akaa. - Niemniej, cieszę się, że Bawer chce dawać jakąś cząstkę siebie innym. Ze względu na chorobę mógłby przecież zamknąć się w domu i tylko oczekiwać pomocy, nie dając nic z siebie. - dodaje. Grażyna Aondo-Akaa jest asystentem w jednej z katedr Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Prowadzi zajęcia dla studentów, chcących w przyszłości pracować z niepełnosprawnymi. Jak przyznaje, dzięki własnemu przykładowi może uwiarygadnia przekaz, iż osoby te mogą realizować się także poprzez założenie własnej rodziny.
          Bawer może także liczyć na pomoc i wsparcie przyjaciół. Jednym z najbliższych jest Krzysztof Reszka, dziennikarz i teolog. Bawer Aondo-Akaa to dusza towarzystwa. Trzeźwy rozum i luzacką  radość Bawer w sobie łączy pokazując, że nie są to dwie skrajności, ale sprawy, które bardzo dobrze się ze sobą komponują - mówi.
       A jakie plany polityczne ma Bawer na przyszłość? - W tym roku nie startowałem osobiście w wyborach, pomagałem kilku kandydatom Prawicy. Jednak w polityce mówi się, że koniec jednej kampanii to początek drugiej. Na niej się teraz będę skupiał. - stwierdza zachowawczo.

                                                       Grażyna i Bawer Aondo-Akaa



k.c.